sobota, 15 listopada 2014

PROLOG

Jechałam autobusem do szkoły. Była 6:45 . Słońce jeszcze nie wzeszło i nie raczyło choć trochę rozbudzić jak na razie szarego dnia, a raczej jego początku. Był listopad, także 10 stopni na dworze nie wróżyło nic dobrego. W mojej ciepłej kurtce znalazłam zaplątane słuchawki. Włączyłam muzykę i usiadłam wygodnie, opierając głowę o szybę, która lekko stukała o konstrukcję autobusu. Nogi położyłam na siedzeniu na przeciwko mnie. Mijały przystanki, czas leciał jak szalony, a ja wciąż słuchałam tej samej piosenki. W szkole czekała na mnie masa pracy i mnóstwo sprawdzianów do napisania. Miałam czas, ale tak nie do końca dla siebie. Czułam się dziwnie, moje życie było takie monotonne, czasami chciałam, żeby coś się wydarzyło, ale nie mogłam tak po prostu odpuścić sobie wszystkiego i mieć to gdzieś. Na razie miałam szkołę, upartych rodziców i starszego brata, który codziennie rwał mi psychike. Chociaż byłam na skraju załamania nerwowego, dobrze się uczyłam i nawet nieźle układało mi się życie. Codziennie stawiałam sobie jakieś cele, ale za każdym razem uważałam je za nieosiągalne. Aż do czasu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz